Dodaj zdjęcie profilowe

avatarkolank0

Łomża

Czy nas na to stać?

2014-03-03 22:41:26

W nawiązaniu do: [url]http://www.mmlomza.pl/blog/manro/dokad-idziemy[/url]


Czy nasz kraj stać na kształcenie olbrzymiej rzeszy studentów, którzy w krótkim czasie zasilą grupę bezrobotnych lub rosnącą falę emigrantów? Edukacja to olbrzymi wysiłek zarówno organizacyjny jak i finansowy, który ponosimy jako naród, który jak pozwolę sobie twierdzić marnotrawimy. Część młodych ludzi , jeśli już pracuje, to raczej nie zajmuje się wyuczonym zawodem. Część siedzi w domu, a pozostali budują dobrobyt krajów, które korzystają z ich zapału i wykształcenia, na które nie wyłożyli nawet złotówki. A jak! Niech narody postronne wiedzą, że Polacy nie gęsi i pański gest mają.A co? Stać nas!


Inteligencja – czytaj elita kraju. Faktem jest, że grupa ta stale rośnie. Na podstawie badań GUS w 2002 roku wyższym wykształceniem pochwalić się mogło 9,9 % społeczeństwa, a 2011 już 17,5%. Tylko co z tego? Bycie „elitą" to coś więcej niż tylko mgr przed nazwiskiem. Wyższe wykształcenie zobowiązuje (temat postaram się rozwinąć przy innej okazji). Nie ma tu znaczenia na jakiej uczelni zostało zdobyte. Przyjrzyjmy się badaniom nad stanem czytelnictwa w Polsce w 2012 roku. Badaniu poddano około 3000 osób w wieku od 15 roku życia. Jakikolwiek kontakt z książką, choćby to był poradnik czy książka kucharska zadeklarowało 39% Polaków. Osób, które można by uznać za rzeczywistych czytelników (7 książek i więcej) było 11,1%. Tymczasem 10 lat wcześniej grupa ta wynosiła 22,2%. I szok: Wśród osób z wyższym wykształceniem, 34,5% zadeklarowało, że w minionym roku nie przeczytało nawet jednej książki(!!!), a 22,5% przyznało się do lektury 1-2 książek. Z prasą jest o tyle lepiej, że wiele czytamy w Internecie. Statystyk dokładnych nie znam, ale obawiam się, że dominują „pudelek", „kwejk" czy inne „demotywatory".


Można by jeszcze długo i wiele pisać, ale czas naszą „elitę" wysłać do pracy, by swoimi zdolnościami budowała lepszą i bogatszą Polskę. Lecz cóż to? Wygląda na to, że nie ma dla niej zajęcia. Prawda, że żadna uczciwa praca nie hańbi, ale nawet takiej nie ma. O zajęciu adekwatnym do wykształcenia można w ogóle zapomnieć. Na uczelniach droga kariery jest skutecznie blokowana przez starszych profesorów, którzy mają w tym swój wymierny interes. Im skromniejsze grono profesorskie tym większe stawki za wykłady itp... Po co hodować sobie konkurencję? Może przemysł, centra naukowe, inkubatory przedsiębiorczości?? Nie... Nic z tego, bo kto kupi ten „know how"? Przecież nie te zagraniczne koncerny, które na dobre rozgościły się w naszym kraju skutecznie wypierając z rynku lub przejmując lokalną konkurencję. One mają swoje własne centra i własnych naukowców, tylko gdzie indziej. To co mają robić nasi wykształceni obywatele? Dla jednych otwarto granice, dla innych dostawiają biurka w administracji, a jeszcze inni łapią się każdej pracy nawet poniżej swoich kwalifikacji. W końcu żadna praca nie hańbi. Może podjęliby się ryzyka i otworzyli własne firmy, gdy „państwo" nie było takie opresyjne dla rodzimych przedsiębiorców, którzy nota bene są największymi pracodawcami w naszym kraju.


Dziesięć wielkich zagranicznych sieci handlowych, przy obrotach rzędu 140-170 mld zł płaci rocznie około 600 mln zł podatku! Mnożą sobie koszty różnymi dziwnymi operacjami i transferują gotowiznę do swoich central. W tym czasie padają tysiące sklepów i sklepików, które dawały zatrudnienie i płaciły podatki w kraju. Pieniądz zostawał w domu. Skarb Państwa ma problemy z wyegzekwowaniem zaległości podatkowych na kwotę 50 mld (!!) złotych, i jednocześnie umarza wielkie kwoty firmom wedle uznania. Mówię o VAT i CIT, o czym jakiś czas temu rozpisywała się część prasy, przy okazji dramatu pewnego urzędnika Izby Skarbowej, który wykrył i zgłosił zauważone nieprawidłowości.


Faktem jest, że współczesna gospodarka nie opiera się już tak jak dawniej na przemyśle, zwłaszcza ciężkim, a procesy automatyzacyjne tak poszły do przodu, że liczba zatrudnionych w niektórych gałęziach przemysłu stale spada. Prawdą jest też, że rośnie rola i udział usług w PKB. Problem w tym, że ktoś te usługi musi kupić. Np. branża marketingowa. Dziś mają problem, bo rodzimych firm jest coraz mniej a zagraniczne koncerny kampanie reklamowe planują u siebie. Branża turystyczna wygląda pewnie tak, że w tym sezonie wakacyjnym znów będziemy mieli spektakl padających firm i problemów wczasowiczów z powrotem do domu. O branży budowlanej, tej mieszkaniowej i infrastrukturalnej nawet nie wspomnę.


Czy widział ktoś gospodarkę jakiegoś kraju, która byłaby oparta wyłącznie na usługach? W kraju, który gospodarkę opiera na outsourcingu usług oraz montowaniu cudzych pomysłów nie ma miejsca dla wykształconych i zdolnych ludzi. Żeby być „mistrzem w dokręcaniu śrubek", jak to powiedział w jednym z wywiadów prof. Hausner, nie trzeba mieć wyższego wykształcenia. W dodatku te wszelkie centra usług i montownie dziś są u nas, bo jeszcze jesteśmy wystarczająco tani. W dodatku w dobie globalizacji bardzo szybko po centrach i montowniach pozostać może tylko blade wspomnienie.


Zatem jeśli już kształcimy rzesze młodych ludzi, to róbmy to z głową, by w optymalny sposób wykorzystać inwestowane środki i kapitał tych młodych ludzi. Pewnie część i tak wyjedzie, ale mam nadzieję, że Ci którzy pozostaną znajdą w końcu sposób na podniesienie ekonomiczne naszego kraju, by wzrastał w siłę i bogactwo, a każdy obywatel mógł uczciwie zarobić na utrzymanie bez konieczności emigracji.

Jesteś na profilu kolank0 - stronie mieszkańca miasta Łomża. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj