Dodaj zdjęcie profilowe

avatarkolank0

Łomża

Kochanie... Ja się tym zajmę

2014-01-23 11:20:00

Przyjęło się w naszym kraju, że każdy facet musi, ale to musi umieć wszystko sam zrobić i zreperować. A co, jeśli ktoś takich zdolności nie ma?W nawiązaniu do przygody Magistra. W naszym kraju się przyjęło, że każdy facet musi, ale to musi umieć wszystko sam zrobić i zreperować. Podejrzewam, że to relikt PRL, gdy o wszystko było ciężko. A co się stanie, jeśli ktoś takich zdolności nie ma? Na przykład ja. Do prac ręcznych nie mam większej smykałki. Kiedyś umiałem tylko podwatować korki (chociaż teorii nie znałem, i robiłem to na czuja), ale dziś to jest już zbędna wiedza. Ponadto dawno temu uważałem, że będę w przyszłości tyle zarabiał, że będzie mnie stać zapłacić komuś, kto ewentualne naprawy zrobi za mnie. Moja Żonuś nawet śmiała się ze mnie, że w naszym związku, to ona jest ta techniczna. Tym czasem rzeczywistość okazała się  być daleka od moich wyobrażeń. Mam bowiem swoje dwie lewe ręce i od czasu do czasu nimi kręcę. Zaczęło się od mieszkania. Postanowiłem zaoszczędzić i samemu pomalować. Kilka telefonów do wuja-eksperta i do dzieła. Przymierzałem się do położenia gładzi szpachlowej, ale po pierwsze mi to nie szło, po drugie nie miałem aż tyle czasu na zabawę, po trzecie ściany kładzione były maszynowo i były nawet równe, i po czwarte uznałem, że nie ma to sensu, bo za chwile w domu będą małe dzieci i te "idealne" ściany trafi szla... Suma sumarum wyszło nawet przyzwoicie. Zapomniałem tylko zabezpieczyć okna, i do dnia dzisiejszego ich wystarczająco nie doczyściłem. W punkcie czwartym też się nie pomyliłem. Ściany mamy gipsowe i już wołają o pomstę do nieba. Synowie oprócz kredek testowali na nich siłę nacisku długopisu na małą powierzchnię lub kuli je tłuczkiem do mięsa. Ściany doświadczyły też jeszcze wielu innych wyrafinowanych eksperymentów. Następnie, o zgrozo, musiałem zamontować oświetlenie. Tymczasem z sufitu wystają trzy kolorowe kable, a zakupione oświetlenie ma miejsce na dwa. Znów telefon do wuja.Krótki wykład z elektryki, że Jeden to zero, drugi to faza, a trzeci w zasadzie jest zbędny. To uziemienie, jeśli dobrze pamiętam. W między czasie okazało się, że ekipa kładąca tynki, zatynkowała mi kilka puszek, których teraz po omacku, stuk-puk, stuk-puk, trzeba było szukać. Najgorsze jest to, że mieszkanie jest wysokie na około 3 m, a ja nie mam uprawnień do pracy na wysokościach. Od tego czasu co chwila musiałem poprawiać lub wymieniać gniazdka wtykowe. Zakładać karnisze lub skręcać kolejne zakupione meble, przy czym w późniejszym okresie niezmiennie zawsze asystowali mi synowie dzielnie pomagając sfrustrowanemu ojcu. Ostatnio Żonuś, zlitowała się już nade mną i samodzielnie uzupełniła gipsem szczególnie drażniące luki w ścianach i stłuczone od odkurzacza rogi ścian. 26 grudnia minionego roku przebił jednak wszystko co dotychczas mnie spotkało. Mówią, że nieszczęścia chodzą parami. We mnie, w krótkich odstępach czasu uderzyło potrójnie. Miejsce akcji: łazienka. Pod umywalką zebrała się już spora kałuża. Dobrze, że w porę Żonuś to zauważyła. Myśl pierwsza: pękła rurka, jak to miało już raz miejsce i trzeba będzie wymienić. Chcąc nie chcąc szukam narzędzi. Żonuś mnie dopinguje, a Młodszy stoi obok i mówi, że on mi pomoże. Zdejmuję ceramiczną osłonę. Patrzę i nie widzę by coś ciekło. Odkręcam kran i ... Jest kapie, ale skąd? Sprawdzam przewód doprowadzający wodę i nic. Mokry, ale to nie on cieknie. Przyglądam się i nadal nie nie widzę, po za tym, że kapie z syfonu. Myślę sobie, że może jakaś uszczelka się wysłużyła i przepuszcza podczas odpływu wody. Rozmontowałem cały syfon. Jakiż tam był syf po tych kilku latach użytkowania. Widać kret niewiele pomagał. następnie umyłem rurki, kolanka i uszczelki. Potem wszystko ponownie złożyłem. Znów rozmontowałem i wymieniłem jedną uszczelkę, przy okazji likwidując mechanizm podnoszenia korka w umywalce. Sprawdzam... Uff nie kapie, a wcześniej przeciekało lekko na styku umywalki i syfonu. Myślę sobie: "Udało się". Niestety korek do wymiany, bo się nie podnosi, a tak być nie może. Dobra. Dziś wszystko pozamykane. Jutro sąsiad otworzy sklep instalacyjny mieszczący się w naszym bloku, to kupię nowy korek i wymienię. Na drugi dzień, zaraz po pracy idę do sklepu. Kupuję korek i wracam do domu. Osłony już nie musiałem zdejmować. Ponownie rozkładam syfon i wymieniam korek. Tym razem miałem problem ze złożeniem całości, ale za drugim razem już się udało. Odkręcam wodę i sprawdzam. Luzik. Nic nie kapie. Zakładam ceramiczną osłonę i zadowolony odkładam narzędzia. Nagle z łazienki dochodzą mnie słowa: "Jak tyś to zrobił? Znów cieknie". Z wielce nieszczęśliwą miną, przy dzieciach nie będę przecież przeklinał, wracam do pracy. Znów zdejmuję ceramiczną osłonę. Sprawdzam. Mokro. Płynie lekko po ścianie, ale to nie jest wina syfonu. Pożyczam od syna latarkę i sprawdzam przy baterii. JEEEEEST! Znalazłem! A gęba śmiała mi się od ucha do ucha. Cieknie od baterii. Pobiegłem w te pędy do do Instalacyjnego, bo już tylko minuty dzieliły mnie od zamknięcia sklepu i kupiłem nową baterię. Po moich dotychczasowych doświadczeniach, wymiana urządzenia nie nastręczała mi już większych problemów. Wszystko oczywiście przy asyście Młodszego syna. "Tatusiu, ja ci pomogę.", a w rączce moje narzędzia, bo przecież są fajniejsze niż jego. Przed przymocowaniem osłony, raz jeszcze sprawdzam czy na pewno już nie cieknie. Działa! Pierś do przodu. Serce rośnie. Zwłaszcza, gdy Żonuś przymilnie mówi: "Jestem z Ciebie dumna. Wiedziałam, że sobie z tym poradzisz." Na drugi dzień sobota. Wracam z zakupów i od drzwi słyszę: "Musisz jeszcze zajrzeć pod zlew w kuchni. Pchnęłam kosz na śmieci i wszystko się rozpadło". Rozbieram się i zaglądam. Syfon odpadł od zlewu i nijak nie chce się trzymać. Zaczyna mnie boleć głowa. Polak jednak potrafi. Biorę taśmę izolacyjną i za jej pomocą podwieszam rurę odpływową od jakiejś wyżej położonej rury. Montuję syfon, ale i tak cieknie. Znów idę do Instalacyjnego. Kupuję kilka uszczelek, by mieć w zapasie, gdyby coś mnie spotkało, a sklep był zamknięty. Montuję całość i o dziwo trzyma się bez pomocy prowizorki z taśmą. Tym razem naprawa poszła szybciej. Jak na razie wszystko działa. Do czasu... Z poradnika remontowego "lajkonika": Nim przystąpisz do wyposażania mieszkania, dobrze jest wcześniej zrobić zdjęcia całej instalacji. Po kilku latach nikt już nie pamięta gdzie szła jaka rurka lub kabelek. Można w ten sposób zaoszczędzić sobie kucia ścian lub zdzierania podłogi.

Jesteś na profilu kolank0 - stronie mieszkańca miasta Łomża. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj