Dokładnie, jak choinka, topienie wianków czy andrzejkowe wróżby, wiele tradycji wielkanocnych ma swe źródła w praktykach pogańskich. Dawniej łączono je z symboliką przyrody budzącej się do życia i odnawiania się zdolności do rodzenia przez ziemię. Kropiono więc pola wodą. Ponadto oblewano nią również damy, czemu często towarzyszyło chłostanie z... radości po odejściu zimy i nadejściu wiosny. Obecnie praktykuje się samo oblewanie wodą, co nazywamy śmigusem-dyngusem. Etymologia tego słowa wiąże się najprawdopodobniej z językiem niemieckim, nie do końca wiadomo jednak, czy chodzi o dingen - wykupować się, czy też o dünguuss - kałamarz, chlust wody. "Śmigus" zaś miałby się wiązać ze słowem Schmackostern - smakować, smagać lub po prostu z dawnym polskim odpowiednikiem "smagania" - "śmiganiem".
Śmigus-dyngus dzielił się wcześniej na dwa zupełnie odrębne obyczaje. To śmigusem nazywano symboliczne bicie witkami wierzby po nogach i oblewanie zimną wodą (najpierw miało to oczyszczać z brudu i chorób, potem - z grzechów). Tymczasem dyngus związany był ze zwyczajem składania sobie wizyt wiosną, połączonych z poczęstunkiem i podarunkami. Ewolucja tej praktyki wpłynęła na "dyngusowanie" czyli wykupienie się pisankami od podwójnego lania. Kiedy już oba zwyczaje zaczęto kojarzyć ze sobą - najczęściej wykupować musiały się panny, których oblewanie wodą miało sprzyjać płodności. Choć chlust wodą nie należy do najprzyjemniejszych, ta, która nie zmokła w ramach śmigusa, musiała czuć się zaniepokojona...
Poza znaną we wszystkich zakątkach Polski tradycją śmigusa-dyngusa (może poza Kaszubami), jest kilka innych, które znane są w konkretnych rejonach kraju. Na przykład dziady śmigustne - znane w Małopolsce, obchodzone jednak tylko we wsi Dobra koło Limanowej. Nie w dzień, a w noc poprzedzającą Poniedziałek Wielkanocny, na drogi wylęgają owinięte w słomę maszkary - mają futrzane maski, osmolone pończochy na twarzy i miast słów wydają z siebie tylko złowieszcze pomruki, trąbiąc raz na czas w blaszany rożek. Proszą oni o datki, polewając przy tym wodą. Zwyczaj związany jest z legendą o jeńcach, którzy uciekli z niewoli tatarskiej - z obciętymi językami, odziani w łachmany i otuleni słomą szukali pomocy. Wieś przyjęła ich, dlatego teraz zwie się Dobra.
Dawniej znany był również kurek dyngusowy. Ludowy zwyczaj chodzenia po wsi z kogutem (zgodnie z pogańskimi wierzeniami symbolizował on siły witalne), który głośno piał. Aby uzyskać ten efekt, ptaka karmiono wcześniej namoczonym w spirytusie ziarnem. Kogut znajdował się na wózku dyngusowym, malowanym na czerwono i ozdabianym suszonymi źdźbłami zbóż, traw i kwiatów oraz kolorowymi wstążkami.
Kolejny małopolski zwyczaj mógł wzbudzać postrach - Siuda Baba (która być może przypomina Marzannę). Czarna od sadzy kapłanka z pogańskiej świątyni w Lednicy koło Wieliczki wychodziła raz na rok szukać następczyni, która nie mogła się wykupić. Zwyczaj zachował się we wspomnianej okolicy - co roku organizowane jest widowisko Siudej. Jak czytamy: "Siuda Baba to mężczyzna przebrany za usmoloną, niechlujną kobietę w podartym ubraniu. Nosi duży krzyż w dłoni, na szyi sznury korali z kasztanów lub ziemniaków, na plecach duży kosz owinięty płachtą, a w ręce bat unurzany w sadzy. Chodzi od domu do domu w towarzystwie drugiego mężczyzny przebranego za dziada, zbierając datki. Nagabują przechodniów, czerniąc im twarze sadzą i oblewając wodą z sikawki" (źródło: Wikipedia).
echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?